Japonia

Japonia-jednak tu jestem.

Lot miałam przyjemny, starałam się go przespać, aby się nie zamartwiać. Do tego pierwszy raz doświadczałam luksusów klasy biznes i powiem szczerze – tak to można latać.

Stres powrócił tuż przed lądowaniem, bo wiedziałam, że już niedługo dowiem się, czy zobaczę Japonię?

Procedura imigracyjna wyglądała właściwie zgodnie ze znalezionymi w internecie opisami: pobranie odcisków palców, wykonanie fotografii twarzy, nie było za to rozmowy z urzędnikiem, nikt mnie o nic nie zapytał, nikt nie podważył ważności paszportu – uff!

Przekroczyłam granicę i mogliśmy RAZEM wsiąść do pociągu Narita Express to Tokyo Station.

Najpierw jednak wymieniliśmy nasze vouchery na JR Passy.

Aby dostać się do naszego hotelu musieliśmy dojechać na stację Tamachi. Nie wiem z czego to dokładnie wynika, ale pierwszy raz Mój Mąż miał trudności z lokalizacją, widocznie jego wewnętrzny GPS słabiej sobie radzi na tej szerokości geograficznej.

Japończycy są jednak bardzo uprzejmi i czasami sami pytają czy nie jest potrzebna pomoc (to ci bardziej śmiali, mówiący po angielsku), zagadnięci – często onieśmieleni lub „przerażeni” (to ci którzy z angielskim radzą sobie słabiej lub wcale) albo grzecznie przepraszają albo okazują się również pomocni. Potrafią specjalnie w tym celu uruchomić GPS w komórce lub pracę własnych mięśni – podprowadzając poszukiwaczy pod szukane miejsce. My wypatrując hotelu (jak się okazało oddalonego dziesięć minut drogi od stacji) doświadczyliśmy wszystkich tych reakcji.

Hotel Celestine od wejścia robi dobre wrażenie, ponieważ pojawiliśmy się przed godziną 14:00, pokój nie był jeszcze przygotowany. Zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na pierwsze zwiedzanie Tokio, jako pierwszy cel wybierając… bankomat. Trudności z wypłatą pieniędzy w Kraju Kwitnącej Wiśni to w naszym wypadku osobna historia – skończyło się na wymianie pieniędzy w recepcji hotelowej i można było ruszać na podbój centrum miasta.

Tokio-samodzielne zwiedzanie stolicy Japonii

Na łagodny start wybraliśmy Zespół Pałacowy, który zajmuje obszar 110 hektarów w samym centrum miasta. Obejmuje on lasy, ogrody, stawy i oczywiście Pałac cesarski, Kokyo – rezydencję rodziny cesarskiej. Większość tych terenów jest zamknięta dla zwiedzających.

My spacerowaliśmy po Kokyo Higashi Gyoen, Wschodni Ogród Cesarski, do którego wkroczyliśmy przez bramę (mon) Ote-mon. W ogrodzie można odnaleźć pozostałości systemu obronnego zamku (jo) szogunów Edo-jo oraz fundamenty głównej strażnicy rezydencji szoguna i wieży zamkowej, z samego zamku nic się nie zachowało.

Po stosunkowo krótkim spacerze ruszyliśmy ulicami dzielnicy Marunouchi do stacji Tokio (Tokyo-eki). Budynek dworca bardzo różni się wyglądem od reszty zabudowy, został wzniesiony w 1914 r., jest w stylu europejskim, z czerwonej cegły. Ponieważ czas już na to pozwalał, ruszyliśmy w drogę powrotną do hotelu. Chcieliśmy trochę odpocząć przed wieczornym wyjściem.

Wieczorem byliśmy umówieni na kolację ze znajomym Mojego Męża, naszym pośrednikiem w rozmowach z „Panem Yes”. Miał mu towarzyszyć Japończyk, który ze względu na pracę, jeszcze w tym roku ma się przeprowadzić do Łodzi, naszego rodzinnego miasta. Pojawiła się jednak jego żona, co było o tyle przyjemniejsze, że nie byłam sama w męskim gronie.

Kolacja była uroczysta, w tradycyjnej japońskiej restauracji. Trwała bardzo długo, gdyż przynoszono kolejno wiele potraw, tłumacząc nam jak zostały przygotowane i jak mamy się z nimi „obchodzić”. Porcje były małe, ale ich mnogość spowodowała, że byliśmy objedzeni.

Na koniec jako jedyna (pozostali wybrali lody) zjadłam deser ze „słodkich ziemniaków”. Ponieważ domniemany ziemniak był koloru zielonego i w smaku bardziej przypominał marcepan, zaczęłam szukać w internecie informacji. Podejrzewam, że to jednak nie był ziemniak.

Po kolacji wróciliśmy do naszego hotelu, z bojowym nastawieniem, aby w czasie naszego krótkiego pobytu jak najwięcej posmakować Japonii.

Jutro jedziemy do Kioto.

Może Ci się spodobać